Uwaga!

Uwaga!!!
Jest to blog o tematyce yaoi, czyli miłość męsko-męskiej. Zarówno psychicznej, jak i fizycznej. Jeśli nie lubisz takiej tematyki, opuść tę stronę. A pozostałe osoby zapraszam do czytania.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Autorką nagłówka jest Kuroneko. Wielkie ARIGATO!!
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Jeśli chcecie być informowani o nowych rozdziałach piszcie na moje gg: 9274038. Od pewnego czasu nie działają mi konferencje, więc o nowych notkach będę Was informowała i moim opisie.

poniedziałek, 7 maja 2012

Rozdział 12


Rozdział 12

Sasuke obudził się pierwszy. Spojrzał na śpiącego obok chłopaka. Uśmiechał się delikatnie przez sen. Teraz jeszcze bardziej utwierdził się w przekonani, że podjął wczoraj dobrą decyzje. Chociaż było mu bardzo trudno się powstrzymać. Ile to już razy wyobrażał sobie, że kocha się z Naruto i kiedy nadarzyła się okazja, on z tego zrezygnował. Tak bardzo chciał zatopić się w jego ustach. Dotykiem poznawać jego ciało. Znaleźć się w nim i pokazać jak bardzo jest dla niego ważny. Zrezygnował z tego, ale nie żałuje.
- Jeszcze będzie okazja. – pomyślał. – Dużo okazji.
Uśmiechnął się, kiedy blondyn przytulił się do niego mocniej. Objął go mocno muskając ustami czubek głowy. Cały czas miał wrażenie, że to sen. Przepiękny sen, z którego się obudzi i powróci do szarej rzeczywistości. Teraz świat wydawał się mu taki przepiękny. Przez szparę między zasłonami wkradały się promienie słoneczne, które pieściły delikatnie twarz bruneta i włosy Uzumakiego, podkreślając jasne refleksy. Odgarnął z czoła niesforny kosmyk i w tym momencie niebieskie oczy otworzyły się.
- Dzień dobry. – uśmiechnął się Sasuke.
- Dzień dobry. – odwzajemnił uśmiech Naruto.
Długi czas patrzyli sobie prosto w oczy. Ich twarze były coraz bliżej siebie, aż w końcu usta spotkały się w czułym pocałunku. Sasuke przekręcił się tak, że miał pod sobą ukochanego. Naruto wplótł palce w czarne kosmyki, przyciągając go jeszcze bliżej siebie.
- Jesteś głodny? – zapytał Uchiha, gdy oderwał się od jego ust.
- Nie bardzo. No może troszeczkę.
Sasuke pocałował go szybko w usta i wstał z łóżka.
- Nigdzie się stąd nie ruszaj. – powiedział, gdy był już przy drzwiach.
Po 20 minutach wrócił z tacą, na której był duży talerz z grzankami i dwa kubki z kawą. Położył ją na łóżku koło blondyna i sam usiadł obok.
- Smacznego.
- Sasuke rozpieszczasz mnie.
- Ktoś musi. – wziął jedną grzankę.
- Jeszcze nikt nigdy nie zrobił mi śniadania do łóżka. Będę się musiał jakoś zrewanżować.
- Będziesz miał na to okazję w przyszłości i to wiele razy. – uśmiechnął się uwodzicielsko. – Co chcesz dzisiaj robić? Może pójdziemy gdzieś na obiad, a potem może do kina?
- A ty nie masz dzisiaj próby? W końcu jutro koncert.
- Nie. Jutro jest próba generalna. Mam nadzieję, że przyjdziesz na koncert?
- Przyjdę, przecież nie mogę przegapić twojego występu.
- Usiądź w pierwszym rzędzie, żebym mógł cię widzieć.
- Dobrze. – uśmiechnął się szeroko.
- I takiego uwielbiam cię najbardziej. – przechylił się nad tacą i musnął wargami usta blondyna. – Zawsze uważałem, że twój uśmiech potrafi przegonić wszystkie smutki i troski.
- Przestań. – zarumienił się, a Sasuke zaczął chichotać.

Po zjedzonym śniadaniu wzięli prysznic (oddzielnie niestety – dop. aut.), ubrali się i wyszli na miasto. Dzień był wyjątkowo piękny i ciepły jak na tą porę roku. Bialutki śnieg przykrywał wszystko grubą warstwą, a delikatny mrozik szczypał w policzki. Chłopcy szli blisko siebie i ściskali swoje dłonie. Nie obchodzili ich ludzie, których mijali i rzucali w ich kierunku dziwne spojrzenia. Niektórzy się uśmiechali, jeszcze inni rzucali pogardliwe spojrzenia. To się dla nich nie liczyło. Byli tylko oni i ich rodzące się uczucie. Sasuke uśmiechał się cały czas i był jakby w amoku. Naruto co chwila zerkał na niego ukradkiem i nie mógł wyjść z podziwu, że ten cały czas się uśmiecha. Sasuke był tak szczęśliwy, że nie chciał tego ukrywać.
- Sasuke.
- Hai? – brunet spojrzał na niego posyłając szeroki uśmiech.
- Nic. Tylko… cały czas się uśmiechasz wiesz?
- Wiem. Ludzie się śmieją, kiedy są szczęśliwi. I ty jesteś powodem mojego szczęścia. – stanął, odwrócił się w kierunku blondyna, złapał za podbródek i podniósł jego twarz.
- Sasuke… Tu są ludzie.
- I co z tego.
Musnął delikatnie jego wargi, drugą ręką objął go w pasie i przyciągnął jeszcze bliżej siebie. Naruto przez chwile wahał się, ale w końcu zarzucił ręce na jego szyję. Sasuke odsunął się i spojrzał w zarumienioną twarz blondyna.
- Nie ma się czego wstydzić. Miłość to coś pięknego. – pogładził go po policzku. – Kocham cię.
- Wiem. – wyszeptał Naruto.
- Na co masz ochotę? – zapytał wesoło Uchiha łapiąc go za rękę.
- Nie wiem.
- Niedaleko stąd jest świetna naleśnikarnia. A potem później pójdziemy do kina. Co ty na to?
- No to chodźmy. – uśmiechnął się Naruto.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
- Hehe. Naruto jesteś strasznym tchórzem. – śmiał się Sasuke, gdy wychodzili z kina.
- Powinieneś pamiętać, że nie lubię horrorów. – naburmuszył się.
- Wiedziałeś na jaki film idziemy, mogłeś mi powiedzieć, że nie chcesz.
- Nie chciałem wyjść na tchórza.
- I tak wyszedłeś.
- Jesteś okropny.
- Hehe. Już zapomniałem, jaki jesteś słodki jak krzyczysz, gdy się czegoś boisz. – zachichotał brunet.
- Zamknij się. – mruknął.
- Hehe. – Sasuke śmiał się głośno.
- Jesteś nieznośny. – stwierdził blondyn.
- No powoli wraca mój stary Naruto. Więc jestem jeszcze bardziej szczęśliwy. To co idziemy do mnie?
- Wiesz co Sasuke ja chyba wrócę już do domu. Jutro masz ważny dzień i powinieneś odpocząć.
- No to w takim razie cię odprowadzę.
- Zgoda.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
- No to do jutra Sasuke. – odezwał się blondyn jak stanęli przed drzwiami do mieszkania nauczycieli.
- Tak. Nie daj się tym dwóm zboczeńcom. – uśmiechnął się.
- Dziękuję za dzisiejszy dzień. Było cudownie.
- To ja tobie dziękuję, że dałeś mi szansę. Jutro są Walentynki, więc cały koncert będę grał dla ciebie. To będzie mój prezent. Jutro pewnie nie będziemy mieli w szkole za dużo czasu dla siebie. Pamiętaj żeby usiąść w pierwszym rzędzie.
- Dobrze.
Sasuke podszedł bliżej, wziął jego twarz w swoje dłonie i złożył na ustach delikatny pocałunek.
- Kocham cię Naruto.
- Ja ciebie też. Zadzwoń jak już będziesz w domu.
- Dobrze. To do jutra. – pocałował go jeszcze raz szybko w usta, odwrócił się i zaczął oddalać.

Naruto przekroczył próg mieszkania i wpadł na Irukę, który uśmiechał się od ucha do ucha.
- No i jak było?
- Delfinku! Nie mogłeś się powstrzymać? Mówiłem, żebyś dał mu spokój. - odezwał się Kakashi. - No to opowiadaj Naruto.
Blondyn patrzył zaskoczony na nauczycieli, poczym zaczął się głośno śmiać. Iruka patrzył z zadowoleniem na swojego podopiecznego.
- No i widzisz Kakashi. Mówiłem, że miłość potrafi czynić cuda. Zobacz, co zrobiła z Naruto.
- Tak. Ty zawsze masz rację Delfinku.
- Wiecie co? – odezwał się Naruto, poczym przytulił się do nauczycieli. – Bardzo was kocham. – zaśmiał się głośno, pocałował ich w policzki i poszedł do swojego pokoju.
- No to misja wykonana. – uśmiechnął się Umino.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Kiba stał za rogiem i obserwował jak Sasuke opuszcza blok. Trząsł się cały z zimna. Nie czuł już palców u nóg.
- Chyba mnie pojebało. – pomyślał, kiedy zaczął iść za brunetem.
Śledził go cały dzień, tak samo jak wczoraj. Jak tylko zrobiło się rano wrócił pod jego blok i czekał aż wyjdzie. Jakie było jego zdziwienie, jak Sasuke wyszedł z Naruto uśmiechając się przy tym jak nigdy dotąd. Czuł w sercu wielki ból, bo chociaż kochał go z całego serca, nigdy nie udało się mu wywołać tak przepięknego uśmiechu na twarzy Uchihy. Cały dzień chodził za nimi, jak cień. Patrzył z utęsknieniem na ich złączone dłonie, pocałunki. W głowie wymyślał różne scenariusze, co mogli robić całą noc. Wszystko kończyło się na tym, że przespali się ze sobą.
Teraz szedł za Sasuke, w bezpiecznej odległości, żeby ten nie mógł go zauważyć. Pragnienie poczucia jego ciepła, dotyku, ust, było tak wielkie, że aż sprawiało wielki ból. Ból, który w żaden sposób nie mógł ukoić. Kiedy wczoraj wieczorem wrócił do domu, zamknął się w swoim pokoju i przepłakał całą noc. Teraz był cały blady i miał straszne sińce pod oczami. Oparł się o jakieś drzewo i obserwował jak Sasuke wchodzi do autobusu. Zjechał po nim na ośnieżoną ziemię. Podkurczył kolana, objął je ramionami i zaczął płakać.
- Sasuke tak bardzo cię kocham. – wyszeptał. – Dlaczego mi to zrobiłeś? Tak bardzo cię kocham.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Nie wiedział jak długo tam siedział. Jednak jego przemarznięte ciało wskazywało, że za długo. Chciał się podnieść, ale nie mógł się poruszyć.
- Pomogę ci. – usłyszał nad sobą męski głos. Podniósł głowę i pierwsze co zobaczył, to wielkie szmaragdowe oczy patrzące na niego zaniepokojone. - Siedzisz to już z jakąś godzinę. Widziałem cię z okna mojej pracowni. Pewnie przemarzłeś. Chodź. Musisz się ogrzać.
Nieznajomy mężczyzna okrył go kocem i podniósł z ziemi. Zaprowadził go do swojej pracowni. Posadził na fotelu przy kaloryferze. Po chwili w rekach szatyna znalazł się kubek z ciepłą herbatą.
- Co za idiota siedzi na śniegu przez ponad godzinę?
- Trzeba było mnie tam zostawić.
- Wybacz, ale nie jestem taki obojętny jak inni ludzi, którzy cię mijali. Myślałem, że znajdzie się ktoś, kto ci w końcu pomorze, a tu taka znieczulica. Powinienem od razu zareagować. Możesz złapać zapalenie płuc. Nazywam się Gaara No Sabaku. A ty?
- Kiba Inuzuka.
Szatyn spojrzał na mężczyznę. Właściwie mógłby być w wieku Kiby, no może trochę starszy. Miał krótkie rude włosy i, co już zdążył zauważyć Inuzuka, wielkie zielone oczy. Miał na sobie dziwny fartuch ubrudzony gliną. Szatyn z zainteresowaniem rozejrzał się po pomieszczeniu. Było duże i strasznie zagracone. Na kilku stołach stały jakieś rzeźby, naczynia, a także malutkie figurki.
- Jestem rzeźbiarzem. – stwierdził jakby otoczenie wcale na to nie wskazywało. – Co takiego się stało, że wolałbyś zamarznąć na śmierć? - Kiba opuścił wzrok i spojrzał na swoje ośnieżone buty. Gaara podszedł do niego i zaczął je zdejmować. Jego stopy był jak z lodu. – Naprawdę jesteś idiotą. Myślisz, że twoja śmierć coś by rozwiązała? Jedyne czego by dokonała to, to, że twoja rodzina przeżyłaby wielką tragedię. Śmierć to najprostsza droga ucieczki od problemów i tylko tchórze się tego podejmują.
- Co ty możesz o mnie wiedzieć!? – wydarł się Kiba.
- Nic. Poza tym, że jesteś cholernym tchórzem. – odpowiedział spokojnie.
Gaara zniknął za jakimiś drzwiami i po chwili wrócił z miską pełną wody. Zdjął ze stóp chłopak skarpetki, zamoczył w wodzi jakąś szmatkę i zaczął odmywać jego stopy.
- Zimna. – skrzywił się.
- Letnia, nie zimna. Nie można lodowatych stóp wkładać do gorącej wody. To może wywołać szok. Stopniowo woda będzie coraz cieplejsza. Napij się herbaty.
Kiba pociągnął łyk ciepłego płynu. I westchnął głośno, kiedy poczuł gorąco falę rozlewającą się po jego ciele.
- No to dlaczego chciałbyś umrzeć?
- Ja… Zamyśliłem się.
- Wybrałeś sobie na to nieodpowiednie miejsce i czas. Zdejmij te zimnie i mokre ubrania. Dam ci coś suchego. – wstał i wrócił po 15 minutach w jakimiś ubraniami w ręku. Kiba jak siedział tak siedział. – Rusz się. Bo naprawdę będziesz chory. Wrócę za 10 minut i masz być przebrany.
Jak powiedział, tak zrobił. Gdy wrócił do chłopaka, ten siedział już przebrany w suche ciuchy, ciepły wełniany sweter z golfem i jeansy, które były lekko przetarte na kolanach. Sweter był o wiele za duży, ponieważ Kiba był drobnej budowy w porównaniu do nieznajomego rudzielca.
- No więc powiesz wreszcie co to za powód popycha cię w stronę śmierci?
- Po co chcesz to wiedzieć?
- Może rozmowa ze mną dobrze ci zrobi?
- Wątpię. A co jesteś jakimś psychologiem?
- Hehe. Nie. Rzeźbiarzem. Już ci to mówiłem.
- To wszystko to twoje prace?
- Tak. Właśnie kończę studia na Akademii Sztuk Pięknych.
- Tamtego psa też zrobiłeś? – wskazał głową niewielką figurkę przedstawiającą owczarka.
- Tak. Podoba ci się? – Gaara podszedł do stołu i wziął figurkę.
- Jest jak żywy.
- Skoro ci się podoba, to weź go.
- Ale…
- Nie krępuj się jest twój. – wręczył chłopakowi psa.
- Jest naprawdę śliczny. – uśmiechnął się lekko. – Uwielbiam zwierzęta. Studiuję weterynarię. Jestem na 2 roku.
- No, no. Wybrałeś sobie trudne studia.
- Nie koniecznie. W mojej rodzinie jest taka tradycja. Wszyscy są weterynarzami. Od dziecka mam z tym styczność.
- Najważniejsze jest to żebyś robił to co lubisz.
- Jestem zakochany, ale on powiedział mi, że kocha kogoś innego i rozstaliśmy się. – powiedział smutno Inuzuka.
- I to jest powód tego, że siedziałeś na mrozie. – stwierdził rudzielec. – Głupota.
- Miłość to nie głupota!
- Głupota, jeśli chcesz się przez nią zabić. Ludzie się schodzą i rozchodzą. To normalne. Jeśli kochasz kogoś bez wzajemności, to postaraj się znaleźć kogoś, to pokocha cię całym sercem. Ale nie targaj się na swoje życie.
- Jesteś pewny, że nie jesteś psychologiem? – Kiba spojrzał na niego uważnie.
- Też chciałem się zabić. Zniknąć z tego świata. Nikt mnie nie rozumiał. Aż któregoś dnia odkryłem swoją pasję – rzeźbiarstwo.
- Chcesz przez to powiedzieć, że powinienem zatracić się w swojej pasji?
- Nie. Żebyś znalazł jakiś cel w swoim życiu.
- Śledziłem go teraz. Cały dzień obserwowałem jak spaceruje, bawi się z chłopakiem, którego kocha. – Kiba nie rozumiał samego siebie. Nie wiedział dlaczego otwiera się przed tym nieznajomym. Ale czuł, że musi to komuś powiedzieć. – Przy mnie nigdy się tak nie śmiał, nie był taki szczęśliwy. A ja go tak bardzo kocham. Nie potrafię znaleźć sobie miejsca. Coś jest ze mną nie tak. Nie mogę go przecież cały czas siedzieć.
- Więc przestań.
Kiba spojrzał w szmaragdowe oczy.
- To nie jest takie proste.
- Ale nie jest nie do zrobienia.
Nagle zegar zaczął wybijać godzinę 19. Sabaku spojrzał na zegar.
- Zrobiło się bardzo późno. Chodź odwiozę cię do domu.
- Sam mogę pójść.
- Ja też wracam do domu. Wiec to nie problem.
- A co z ubraniami?
- Oddasz mi je kiedyś przy okazji.
- Mogę tu jeszcze kiedyś przyjść? – zapytał się Inuzuka oblewając się, nie wiedzieć czemu, lekkim rumieńcem.
- To lepsze niż gdybyś miał sterczeć na dworze. Nie zapomnij wziąć psa.

Jechali w milczeniu ulicami miasta. Co pewien czas Kiba mówił gdzie trzeba skręcić. W końcu zajechali pod klinikę weterynaryjną.
- Dziękuję.
- Nie ma za co? – rudzielec uśmiechnął się do niego. – Kiba.
- Tak?
- Tu masz mój numer, w razie gdybyś chciał z kimś pogadać.
- Dziękuję za wszystko. Rozmowa z tobą troszkę mnie uspokoiła.
- Zawsze służę pomocą. Wpadaj do mojej pracowni, kiedy tylko zechcesz. Jestem tam zawsze po 15.
- Dziękuję. – Kiba posłał mu szeroki i szczery uśmiech.
- No to trzymaj się mały.
- Nie jestem mały.
- W porównaniu ze mną, tak.
- Jeszcze raz dziękuję za wszystko.
- Do zobaczenia Kiba.
- Do zobaczenia.
Szatyn odwrócił się i przeszedł przez bramę, a Gaara odjechał wolno spod kliniki.
Sam nie rozumiał do końca swojego zachowania. Sabaku, jako wrażliwy artysta zawsze zwracał uwagę na innych ludzi. Ale ten drobnej budowy szatyn szczególnie na niego wpłynął. Kiedy go zobaczył kulącego się z zimna i płaczącego, poczuł w sercu jakieś dziwne ukłucie. I nie mógł już go tak zostawić. I po rozmowie z nim wiedział już dlaczego. Chłopak był równie wrażliwy i nieszczęśliwy jak on.
- Kiba Inuzuka. – uśmiechnął się. – Cos czuję, że to nie było nasze przedostatnie spotkanie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz