Rozdział 12
Sasuke obudził się pierwszy. Spojrzał na śpiącego obok
chłopaka. Uśmiechał się delikatnie przez sen. Teraz jeszcze bardziej utwierdził
się w przekonani, że podjął wczoraj dobrą decyzje. Chociaż było mu bardzo
trudno się powstrzymać. Ile to już razy wyobrażał sobie, że kocha się z Naruto
i kiedy nadarzyła się okazja, on z tego zrezygnował. Tak bardzo chciał zatopić się
w jego ustach. Dotykiem poznawać jego ciało. Znaleźć się w nim i pokazać jak
bardzo jest dla niego ważny. Zrezygnował z tego, ale nie żałuje.
- Jeszcze będzie
okazja. – pomyślał. – Dużo
okazji.
Uśmiechnął się, kiedy blondyn przytulił się do niego mocniej.
Objął go mocno muskając ustami czubek głowy. Cały czas miał wrażenie, że to
sen. Przepiękny sen, z którego się obudzi i powróci do szarej rzeczywistości. Teraz
świat wydawał się mu taki przepiękny. Przez szparę między zasłonami wkradały
się promienie słoneczne, które pieściły delikatnie twarz bruneta i włosy
Uzumakiego, podkreślając jasne refleksy. Odgarnął z czoła niesforny kosmyk i w
tym momencie niebieskie oczy otworzyły się.
- Dzień dobry. – uśmiechnął się Sasuke.
- Dzień dobry. – odwzajemnił uśmiech Naruto.
Długi czas patrzyli sobie prosto w oczy. Ich twarze były
coraz bliżej siebie, aż w końcu usta spotkały się w czułym pocałunku. Sasuke
przekręcił się tak, że miał pod sobą ukochanego. Naruto wplótł palce w czarne
kosmyki, przyciągając go jeszcze bliżej siebie.
- Jesteś głodny? – zapytał Uchiha, gdy oderwał się od jego
ust.
- Nie bardzo. No może troszeczkę.
Sasuke pocałował go szybko w usta i wstał z łóżka.
- Nigdzie się stąd nie ruszaj. – powiedział, gdy był już
przy drzwiach.
Po 20 minutach wrócił z tacą, na której był duży talerz z
grzankami i dwa kubki z kawą. Położył ją na łóżku koło blondyna i sam usiadł
obok.
- Smacznego.
- Sasuke rozpieszczasz mnie.
- Ktoś musi. – wziął jedną grzankę.
- Jeszcze nikt nigdy nie zrobił mi śniadania do łóżka. Będę
się musiał jakoś zrewanżować.
- Będziesz miał na to okazję w przyszłości i to wiele razy.
– uśmiechnął się uwodzicielsko. – Co chcesz dzisiaj robić? Może pójdziemy
gdzieś na obiad, a potem może do kina?
- A ty nie masz dzisiaj próby? W końcu jutro koncert.
- Nie. Jutro jest próba generalna. Mam nadzieję, że
przyjdziesz na koncert?
- Przyjdę, przecież nie mogę przegapić twojego występu.
- Usiądź w pierwszym rzędzie, żebym mógł cię widzieć.
- Dobrze. – uśmiechnął się szeroko.
- I takiego uwielbiam cię najbardziej. – przechylił się nad
tacą i musnął wargami usta blondyna. – Zawsze uważałem, że twój uśmiech potrafi
przegonić wszystkie smutki i troski.
- Przestań. – zarumienił się, a Sasuke zaczął chichotać.
Po zjedzonym śniadaniu wzięli prysznic (oddzielnie niestety
– dop. aut.), ubrali się i wyszli na miasto. Dzień był wyjątkowo piękny i
ciepły jak na tą porę roku. Bialutki śnieg przykrywał wszystko grubą warstwą, a
delikatny mrozik szczypał w policzki. Chłopcy szli blisko siebie i ściskali
swoje dłonie. Nie obchodzili ich ludzie, których mijali i rzucali w ich
kierunku dziwne spojrzenia. Niektórzy się uśmiechali, jeszcze inni rzucali
pogardliwe spojrzenia. To się dla nich nie liczyło. Byli tylko oni i ich
rodzące się uczucie. Sasuke uśmiechał się cały czas i był jakby w amoku. Naruto
co chwila zerkał na niego ukradkiem i nie mógł wyjść z podziwu, że ten cały
czas się uśmiecha. Sasuke był tak szczęśliwy, że nie chciał tego ukrywać.
- Sasuke.
- Hai? – brunet spojrzał na niego posyłając szeroki uśmiech.
- Nic. Tylko… cały czas się uśmiechasz wiesz?
- Wiem. Ludzie się śmieją, kiedy są szczęśliwi. I ty jesteś
powodem mojego szczęścia. – stanął, odwrócił się w kierunku blondyna, złapał za
podbródek i podniósł jego twarz.
- Sasuke… Tu są ludzie.
- I co z tego.
Musnął delikatnie jego wargi, drugą ręką objął go w pasie i
przyciągnął jeszcze bliżej siebie. Naruto przez chwile wahał się, ale w końcu
zarzucił ręce na jego szyję. Sasuke odsunął się i spojrzał w zarumienioną twarz
blondyna.
- Nie ma się czego wstydzić. Miłość to coś pięknego. –
pogładził go po policzku. – Kocham cię.
- Wiem. – wyszeptał Naruto.
- Na co masz ochotę? – zapytał wesoło Uchiha łapiąc go za
rękę.
- Nie wiem.
- Niedaleko stąd jest świetna naleśnikarnia. A potem później
pójdziemy do kina. Co ty na to?
- No to chodźmy. – uśmiechnął się Naruto.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
- Hehe. Naruto jesteś strasznym tchórzem. – śmiał się
Sasuke, gdy wychodzili z kina.
- Powinieneś pamiętać, że nie lubię horrorów. – naburmuszył
się.
- Wiedziałeś na jaki film idziemy, mogłeś mi powiedzieć, że
nie chcesz.
- Nie chciałem wyjść na tchórza.
- I tak wyszedłeś.
- Jesteś okropny.
- Hehe. Już zapomniałem, jaki jesteś słodki jak krzyczysz,
gdy się czegoś boisz. – zachichotał brunet.
- Zamknij się. – mruknął.
- Hehe. – Sasuke śmiał się głośno.
- Jesteś nieznośny. – stwierdził blondyn.
- No powoli wraca mój stary Naruto. Więc jestem jeszcze
bardziej szczęśliwy. To co idziemy do mnie?
- Wiesz co Sasuke ja chyba wrócę już do domu. Jutro masz
ważny dzień i powinieneś odpocząć.
- No to w takim razie cię odprowadzę.
- Zgoda.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
- No to do jutra Sasuke. – odezwał się blondyn jak stanęli
przed drzwiami do mieszkania nauczycieli.
- Tak. Nie daj się tym dwóm zboczeńcom. – uśmiechnął się.
- Dziękuję za dzisiejszy dzień. Było cudownie.
- To ja tobie dziękuję, że dałeś mi szansę. Jutro są
Walentynki, więc cały koncert będę grał dla ciebie. To będzie mój prezent.
Jutro pewnie nie będziemy mieli w szkole za dużo czasu dla siebie. Pamiętaj
żeby usiąść w pierwszym rzędzie.
- Dobrze.
Sasuke podszedł bliżej, wziął jego twarz w swoje dłonie i
złożył na ustach delikatny pocałunek.
- Kocham cię Naruto.
- Ja ciebie też. Zadzwoń jak już będziesz w domu.
- Dobrze. To do jutra. – pocałował go jeszcze raz szybko w
usta, odwrócił się i zaczął oddalać.
Naruto przekroczył próg mieszkania i wpadł na Irukę, który
uśmiechał się od ucha do ucha.
- No i jak było?
- Delfinku! Nie mogłeś się powstrzymać? Mówiłem, żebyś dał
mu spokój. - odezwał się Kakashi. - No to opowiadaj Naruto.
Blondyn patrzył zaskoczony na nauczycieli, poczym zaczął się
głośno śmiać. Iruka patrzył z zadowoleniem na swojego podopiecznego.
- No i widzisz Kakashi. Mówiłem, że miłość potrafi czynić
cuda. Zobacz, co zrobiła z Naruto.
- Tak. Ty zawsze masz rację Delfinku.
- Wiecie co? – odezwał się Naruto, poczym przytulił się do
nauczycieli. – Bardzo was kocham. – zaśmiał się głośno, pocałował ich w
policzki i poszedł do swojego pokoju.
- No to misja wykonana. – uśmiechnął się Umino.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Kiba stał za rogiem i obserwował jak Sasuke opuszcza blok.
Trząsł się cały z zimna. Nie czuł już palców u nóg.
- Chyba mnie
pojebało. – pomyślał, kiedy zaczął iść za brunetem.
Śledził go cały dzień, tak samo jak wczoraj. Jak tylko
zrobiło się rano wrócił pod jego blok i czekał aż wyjdzie. Jakie było jego
zdziwienie, jak Sasuke wyszedł z Naruto uśmiechając się przy tym jak nigdy
dotąd. Czuł w sercu wielki ból, bo chociaż kochał go z całego serca, nigdy nie
udało się mu wywołać tak przepięknego uśmiechu na twarzy Uchihy. Cały dzień
chodził za nimi, jak cień. Patrzył z utęsknieniem na ich złączone dłonie,
pocałunki. W głowie wymyślał różne scenariusze, co mogli robić całą noc.
Wszystko kończyło się na tym, że przespali się ze sobą.
Teraz szedł za Sasuke, w bezpiecznej odległości, żeby ten
nie mógł go zauważyć. Pragnienie poczucia jego ciepła, dotyku, ust, było tak
wielkie, że aż sprawiało wielki ból. Ból, który w żaden sposób nie mógł ukoić. Kiedy
wczoraj wieczorem wrócił do domu, zamknął się w swoim pokoju i przepłakał całą
noc. Teraz był cały blady i miał straszne sińce pod oczami. Oparł się o jakieś
drzewo i obserwował jak Sasuke wchodzi do autobusu. Zjechał po nim na ośnieżoną
ziemię. Podkurczył kolana, objął je ramionami i zaczął płakać.
- Sasuke tak bardzo cię kocham. – wyszeptał. – Dlaczego mi
to zrobiłeś? Tak bardzo cię kocham.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Nie wiedział jak długo tam siedział. Jednak jego
przemarznięte ciało wskazywało, że za długo. Chciał się podnieść, ale nie mógł
się poruszyć.
- Pomogę ci. – usłyszał nad sobą męski głos. Podniósł głowę
i pierwsze co zobaczył, to wielkie szmaragdowe oczy patrzące na niego
zaniepokojone. - Siedzisz to już z jakąś godzinę. Widziałem cię z okna mojej
pracowni. Pewnie przemarzłeś. Chodź. Musisz się ogrzać.
Nieznajomy mężczyzna okrył go kocem i podniósł z ziemi. Zaprowadził
go do swojej pracowni. Posadził na fotelu przy kaloryferze. Po chwili w rekach
szatyna znalazł się kubek z ciepłą herbatą.
- Co za idiota siedzi na śniegu przez ponad godzinę?
- Trzeba było mnie tam zostawić.
- Wybacz, ale nie jestem taki obojętny jak inni ludzi,
którzy cię mijali. Myślałem, że znajdzie się ktoś, kto ci w końcu pomorze, a tu
taka znieczulica. Powinienem od razu zareagować. Możesz złapać zapalenie płuc.
Nazywam się Gaara No Sabaku. A ty?
- Kiba Inuzuka.
Szatyn spojrzał na mężczyznę. Właściwie mógłby być w wieku
Kiby, no może trochę starszy. Miał krótkie rude włosy i, co już zdążył zauważyć
Inuzuka, wielkie zielone oczy. Miał na sobie dziwny fartuch ubrudzony gliną.
Szatyn z zainteresowaniem rozejrzał się po pomieszczeniu. Było duże i strasznie
zagracone. Na kilku stołach stały jakieś rzeźby, naczynia, a także malutkie
figurki.
- Jestem rzeźbiarzem. – stwierdził jakby otoczenie wcale na
to nie wskazywało. – Co takiego się stało, że wolałbyś zamarznąć na śmierć? - Kiba
opuścił wzrok i spojrzał na swoje ośnieżone buty. Gaara podszedł do niego i zaczął
je zdejmować. Jego stopy był jak z lodu. – Naprawdę jesteś idiotą. Myślisz, że
twoja śmierć coś by rozwiązała? Jedyne czego by dokonała to, to, że twoja
rodzina przeżyłaby wielką tragedię. Śmierć to najprostsza droga ucieczki od
problemów i tylko tchórze się tego podejmują.
- Co ty możesz o mnie wiedzieć!? – wydarł się Kiba.
- Nic. Poza tym, że jesteś cholernym tchórzem. – odpowiedział
spokojnie.
Gaara zniknął za jakimiś drzwiami i po chwili wrócił z miską
pełną wody. Zdjął ze stóp chłopak skarpetki, zamoczył w wodzi jakąś szmatkę i
zaczął odmywać jego stopy.
- Zimna. – skrzywił się.
- Letnia, nie zimna. Nie można lodowatych stóp wkładać do
gorącej wody. To może wywołać szok. Stopniowo woda będzie coraz cieplejsza.
Napij się herbaty.
Kiba pociągnął łyk ciepłego płynu. I westchnął głośno, kiedy
poczuł gorąco falę rozlewającą się po jego ciele.
- No to dlaczego chciałbyś umrzeć?
- Ja… Zamyśliłem się.
- Wybrałeś sobie na to nieodpowiednie miejsce i czas. Zdejmij
te zimnie i mokre ubrania. Dam ci coś suchego. – wstał i wrócił po 15 minutach
w jakimiś ubraniami w ręku. Kiba jak siedział tak siedział. – Rusz się. Bo
naprawdę będziesz chory. Wrócę za 10 minut i masz być przebrany.
Jak powiedział, tak zrobił. Gdy wrócił do chłopaka, ten
siedział już przebrany w suche ciuchy, ciepły wełniany sweter z golfem i
jeansy, które były lekko przetarte na kolanach. Sweter był o wiele za duży,
ponieważ Kiba był drobnej budowy w porównaniu do nieznajomego rudzielca.
- No więc powiesz wreszcie co to za powód popycha cię w
stronę śmierci?
- Po co chcesz to wiedzieć?
- Może rozmowa ze mną dobrze ci zrobi?
- Wątpię. A co jesteś jakimś psychologiem?
- Hehe. Nie. Rzeźbiarzem. Już ci to mówiłem.
- To wszystko to twoje prace?
- Tak. Właśnie kończę studia na Akademii Sztuk Pięknych.
- Tamtego psa też zrobiłeś? – wskazał głową niewielką
figurkę przedstawiającą owczarka.
- Tak. Podoba ci się? – Gaara podszedł do stołu i wziął
figurkę.
- Jest jak żywy.
- Skoro ci się podoba, to weź go.
- Ale…
- Nie krępuj się jest twój. – wręczył chłopakowi psa.
- Jest naprawdę śliczny. – uśmiechnął się lekko. – Uwielbiam
zwierzęta. Studiuję weterynarię. Jestem na 2 roku.
- No, no. Wybrałeś sobie trudne studia.
- Nie koniecznie. W mojej rodzinie jest taka tradycja.
Wszyscy są weterynarzami. Od dziecka mam z tym styczność.
- Najważniejsze jest to żebyś robił to co lubisz.
- Jestem zakochany, ale on powiedział mi, że kocha kogoś
innego i rozstaliśmy się. – powiedział smutno Inuzuka.
- I to jest powód tego, że siedziałeś na mrozie. –
stwierdził rudzielec. – Głupota.
- Miłość to nie głupota!
- Głupota, jeśli chcesz się przez nią zabić. Ludzie się
schodzą i rozchodzą. To normalne. Jeśli kochasz kogoś bez wzajemności, to
postaraj się znaleźć kogoś, to pokocha cię całym sercem. Ale nie targaj się na
swoje życie.
- Jesteś pewny, że nie jesteś psychologiem? – Kiba spojrzał
na niego uważnie.
- Też chciałem się zabić. Zniknąć z tego świata. Nikt mnie
nie rozumiał. Aż któregoś dnia odkryłem swoją pasję – rzeźbiarstwo.
- Chcesz przez to powiedzieć, że powinienem zatracić się w
swojej pasji?
- Nie. Żebyś znalazł jakiś cel w swoim życiu.
- Śledziłem go teraz. Cały dzień obserwowałem jak spaceruje,
bawi się z chłopakiem, którego kocha. – Kiba nie rozumiał samego siebie. Nie
wiedział dlaczego otwiera się przed tym nieznajomym. Ale czuł, że musi to komuś
powiedzieć. – Przy mnie nigdy się tak nie śmiał, nie był taki szczęśliwy. A ja
go tak bardzo kocham. Nie potrafię znaleźć sobie miejsca. Coś jest ze mną nie
tak. Nie mogę go przecież cały czas siedzieć.
- Więc przestań.
Kiba spojrzał w szmaragdowe oczy.
- To nie jest takie proste.
- Ale nie jest nie do zrobienia.
Nagle zegar zaczął wybijać godzinę 19. Sabaku spojrzał na
zegar.
- Zrobiło się bardzo późno. Chodź odwiozę cię do domu.
- Sam mogę pójść.
- Ja też wracam do domu. Wiec to nie problem.
- A co z ubraniami?
- Oddasz mi je kiedyś przy okazji.
- Mogę tu jeszcze kiedyś przyjść? – zapytał się Inuzuka
oblewając się, nie wiedzieć czemu, lekkim rumieńcem.
- To lepsze niż gdybyś miał sterczeć na dworze. Nie zapomnij
wziąć psa.
Jechali w milczeniu ulicami miasta. Co pewien czas Kiba
mówił gdzie trzeba skręcić. W końcu zajechali pod klinikę weterynaryjną.
- Dziękuję.
- Nie ma za co? – rudzielec uśmiechnął się do niego. – Kiba.
- Tak?
- Tu masz mój numer, w razie gdybyś chciał z kimś pogadać.
- Dziękuję za wszystko. Rozmowa z tobą troszkę mnie
uspokoiła.
- Zawsze służę pomocą. Wpadaj do mojej pracowni, kiedy tylko
zechcesz. Jestem tam zawsze po 15.
- Dziękuję. – Kiba posłał mu szeroki i szczery uśmiech.
- No to trzymaj się mały.
- Nie jestem mały.
- W porównaniu ze mną, tak.
- Jeszcze raz dziękuję za wszystko.
- Do zobaczenia Kiba.
- Do zobaczenia.
Szatyn odwrócił się i przeszedł przez bramę, a Gaara
odjechał wolno spod kliniki.
Sam nie rozumiał do końca swojego zachowania. Sabaku, jako
wrażliwy artysta zawsze zwracał uwagę na innych ludzi. Ale ten drobnej budowy
szatyn szczególnie na niego wpłynął. Kiedy go zobaczył kulącego się z zimna i
płaczącego, poczuł w sercu jakieś dziwne ukłucie. I nie mógł już go tak
zostawić. I po rozmowie z nim wiedział już dlaczego. Chłopak był równie
wrażliwy i nieszczęśliwy jak on.
- Kiba Inuzuka. – uśmiechnął się. – Cos czuję, że to nie
było nasze przedostatnie spotkanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz